Niedawno w Grudziądzu wmurowano kamień węgielny pod fundamenty elektrowni gazowej, którą zbuduje Grupa Orlen. Z mocą 560 MW będzie to jedna z najnowocześniejszych gazowych elektrowni w państwach unijnych, a jej moc pozwoli docelowo na dostarczenie energii do, bagatela, miliona gospodarstw domowych. Co prawda radykalni zwolennicy odejścia od surowców kopalnych powtarzają nam, że gaz to jedynie paliwo przejściowe w drodze do powszechnej, energetycznej szczęśliwości w oparciu o słońce i wiatr, niemniej rozum podpowiada, że na tę przyszłość trzeba będzie jeszcze długo poczekać. Choć, oczywiście, ignorować jej nie sposób. Ci, którzy uspokajali, że „zielone przyspieszenie” w Unii Europejskiej nie dojdzie do skutku i śmiało można wydawać miliardy na bezpieczne dla środowiska technologie węglowe, dzisiaj wolą o tym nie pamiętać.
Grudziądzki zakład ma skutecznie współpracować z OZE, a to dzięki zastosowaniu bloku gazowo-parowego o wysokiej elastyczności. Cel podstawowy to oczywiście dostarczenie odbiorcom energii wytwarzanej w sposób bezpieczny dla środowiska. Cel, rzec można, nadrzędny to stworzenie w Polsce systemu energetyki neutralnej emisyjnie. Uzupełnieniem produkcji energii z farm wiatrowych (lądowych i morskich) oraz farm fotowoltaicznych muszą być nowoczesne jednostki gazowe, które zabezpieczą odbiorców w przypadku zmian w produkcji OZE. Jak informuje Orlen, blok gazowo-parowy, który powstanie w Grudziądzu, może zostać uruchomiony w zaledwie 30 do 90 minut.
Posadowienie kluczowych urządzeń elektrowni, w tym turbin gazowej i parowej oraz generatora, zaplanowano na pierwszą połowę przyszłego roku. Elektrownia zostanie oddana do użytku w 2025 roku.
Dzisiaj taka elektrownia ma sens – a jeszcze kilka lat temu jej budowa rodziłaby liczne znaki zapytania. Nie dlatego, że trzeba w jakikolwiek sposób uzasadniać potrzebę inwestowania w energetykę gazową, ale z tego powodu, iż dopiero od ubiegłego roku mamy pewność, że rosyjski gaz nie jest nam potrzebny. Jesienią 2022 roku ruszył gazociąg Baltic Pipe – i tą drogą może być przesyłany m.in. gaz wydobywany przez Orlen na norweskich złożach. Całe ubiegłoroczne wydobycie PGNiG (dzisiaj Orlenu) w Polsce i zagranicą wyniosło 7,7 m sześciennych gazu; to niemal połowa krajowego zapotrzebowania na ten surowiec. Do tego dodajmy kontrakty od firm działających na Norweskim Szelfie Kontynentalnym, tudzież długoterminowe kontrakty na dostawy gazu skroplonego LNG z Kataru i Stanów Zjednoczonych. Zatem gaz może i jest paliwem przejściowym, ale bez niego na pewno polskiej energetyce nigdzie się przejść nie uda. A do zielonej przyszłości w szczególności.
dr Piotr Balcerowski, MBA
Wiceprezes Instytutu Staszica
Foto: pixabay.com