15 września 2022
Ostatnie ujawnienie przez hakerski kolektyw Squad303/Anynomus listy operujących w Polsce spółek, powiązanych kapitałowo i osobowo z Rosjanami, jest nie tylko dla społeczności biznesowej krokiem nieco kontrowersyjnym. Przy zaufaniu do polskich służb specjalnych oraz energicznych działań rządu w obszarze sankcji wobec Rosji, istnieje naturalne domniemanie, iż wszystko, co stanowiło realne zagrożenie, zostało ujęte w oficjalnych dokumentach i trafiło na tzw. listę sankcyjną opublikowaną w kwietniu br.
Rubel zarobiony, cnota utracona
Nie tylko współcześnie, ale i historycznie kwestie robienia biznesu z Rosjanami to wielonurtowy, pełen zawirowań i mielizn „temat rzeka” (i niejeden utopił nie tylko pieniądze, próbując ją uregulować). W wąskim ujęciu modelowym, Polska geograficznie (zachodnia brama na Wschód) i kulturowo (szybciej wytwarzająca, ale i zasysająca zachodnie innowacje gospodarcze) była skazana na sukces. Do pewnego stopnia w historii miało to miejsce, o paradoksie, pod rosyjskim zaborem, kiedy to na przełomie XIX/XX w. na ziemiach polskich, stanowiących ok. 3% powierzchni imperium rosyjskiego, koncentrowało się blisko 30% całej jego wytwórczości. Był to wynik wieloletniej pracy u podstaw legionu polskich patriotów i przedsiębiorców. Choć ten okres się nieco mitologizuje, bywały bowiem okresy narzucania ceł i innych obostrzeń „guberniom nadwiślańskim”, sensu largo bilans gospodarczy jednak wychodził znacznie na plus.
Te niewątpliwe sukcesy, które dodatkowo wytworzyły sporą kadrę inżyniersko-managerską, robiąca furorę na rynku rosyjskim, siłą rzeczy miały pewne implikacje polityczne. W polskiej polityce pojawiła się myśl, która w pewnym sensie pokutuje do dziś, iż robiąc wielki biznes z Rosjanami „rubelka można zarobić, a cnotki nie stracić”. Co można przetłumaczyć również w ten sposób, iż bogacąc się na wymianie handlowej z Rosjanami, wzmacniamy swoja podmiotowość, a nie wikłamy się w działania wątpliwe moralnie. Naiwność tej optyki, jej wąskie i shareholders oriented spojrzenie, niedostrzegające stakeholders, mówiąc językiem 2.0, już wtedy było obnażane przez wielu patriotów jako finalnie szkodliwe. Np. Józef Piłsudski dobrze to wówczas obrazował wskazując, iż blisko 50% podatków z guberni wileńskiej jest przekazywane na lokalny garnizon wojskowy i inne jednostki aparatu represji. A co ów potrafił, włącznie z konfiskatą majątków, nie musimy chyba tu przypominać – to zaś, co w dalszym ciągu potrafi, już chyba przypominać warto.
Na poziomie państwowym widzimy, jak wyszli na tym „wizjonerzy Europy”, Niemcy, którzy najprawdopodobniej tej zimy, zanim nie zbudują na podobieństwo Polaków nafto- i gazoportów, będą marznąć. Na poziomie indywidualnym, dla mnie dobrym przykładem obrazującym naiwność tych wszystkich kalkulacji, była sytuacja z ukraińskim biznesmenem Rinatem Ahmetowem, przed 2014 r. niekoronowanym królem Donbasu, który prowadził aktywność w zgodzie z przywołanym powiedzeniem. I ten, wydawałoby się, zawodnik wagi ciężkiej (stalowej ;-), został w ciągu kilku dni przez Rosjan sprowadzony do wagi piórkowej i zdmuchnięty z Donbasu niczym piórko. Dlatego wydaje się, iż jakiekolwiek robienie strategicznych interesów z Rosjanami jest obarczone ogromnym ryzykiem, zaś firmy starające się wzmacniać swoje zyski na tym rynku muszą mieć świadomość, że pośrednio wzmacniają zagrożenie bezpieczeństwa Polski. Ale… z drugiej strony nie samymi strategicznymi sektorami nowoczesna gospodarka stoi, rola MŚP systematycznie wzrasta, a i nie każdy biznesmen z tego sektora jest powiązany z putinowskim reżimem. Trzeba tu zachować trzeźwość oceny, zwłaszcza w sytuacji, w której importuje on produkty wytworzone na terenie RP.
Pozytywne skutki uboczne polskich sankcji
Wziąwszy pod uwagę złożoność tej sytuacji, w ostatnim półroczu polska administracja państwowa oraz agendy UE podjęły szereg działań, mających za zadanie uporządkować i należycie oszacować szanse i zagrożenia. Z jednej strony wprowadzono szereg sankcji mających na celu ograniczenie rosyjskiej aktywności biznesowej na terenie Polski i UE. Do najważniejszych z nich należą: zamrożenie wszystkich środków finansowych i zasobów gospodarczych; zakaz udostępniania osobie wpisanej na listę lub na rzecz tej osoby – bezpośrednio lub pośrednio – jakichkolwiek środków finansowych lub zasobów gospodarczych; zakaz świadomego i umyślnego udziału w działaniach, których celem lub skutkiem jest ominięcie środków wyżej wskazanych; wpis do wykazu cudzoziemców, których pobyt na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej jest niepożądany.
Jeśli chodzi o uzasadnienie, to możemy na stronie gov.pl przeczytać m.in.: „Kontroluje podmiot o znaczeniu strategicznym dla rządu rosyjskiego, w związku z czym czerpie korzyści lub wspiera rząd Federacji Rosyjskiej, którego działania destabilizują lub podważają integralność terytorialną, suwerenność i niezależność Ukrainy. Istnieje ciągłe zagrożenie koordynacji [jego/jej] działań z rządem rosyjskim.”; „Ze względu na rolę odgrywaną w rosyjskim sektorze przemysłu energetycznego, wydobywczego i wojskowego, objęcie sankcjami może pośrednio przyczynić się do zmniejszenia korzyści, jakie gospodarka rosyjska i władze Federacji Rosyjskiej czerpią z jego aktywności, a tym samym utrudnić generowanie przychodów niezbędnych do prowadzenia działań agresywnych na terenie Ukrainy.”; „Nałożenie sankcji na spółkę [nazwa firmy] przyczyni się do ograniczenia możliwości działania jej właściciela na rynku polskim, a tym samym może pośrednio wpłynąć na zmniejszenie podatkowego wkładu koncernu [nazwa] do budżetu Federacji Rosyjskiej, z którego finansowana jest agresja przeciwko Ukrainie”.
Jak widzimy, jeśli chodzi o zakres, sankcje koncentrują się nie tylko na konkretnych, strategicznych sektorach, ale również konkretnych osobach ściśle powiązanych z putinowskim reżimem. To dlatego m.in. doszło do zamknięcia również tzw. miękkich biznesów rosyjskich na terenie Polski, jak np. sklep sportowy GoSport. Na marginesie, jedną z dodatkowych korzyści wprowadzenia sankcji było przyśpieszenie przeciągającej się finalizacji sprzedaży w polskie, maspexowe ręce koncernu CEDC dysponującego m.in. takimi markami jak Żubrówka oraz repolonizacja firmy spożywczej Maga Food, która przeszła w ręce spółki pracowniczej i zniknęła z listy sankcyjnej.
Z drugiej strony, sankcje nie obejmują wielu sektorów i osób, co umożliwia prowadzenie względnie normalnej wymiany handlowej. Na szczegółowe statystyki będzie trzeba jeszcze poczekać, ale jest szansa, iż w br. polsko-rosyjski bilans handlowy jeśli się nie poprawi na naszą korzyść, to przynajmniej zrównoważy.
Czy wpuszczać Rosjan do Polski?
Na marginesie w/w sankcji znajduje się również kwestia wiz dla Rosjan. I znów w moim odczuciu sprawa jest złożona. Z ekonomicznego punktu widzenia, turystyka zewnętrzna jest dla każdego kraju „stratą”. Po prostu każdy obywatel zostawiający pieniądze za granica zamiast w swoim kraju, stymuluje ekonomicznie odwiedzane kraje (hotele, gastronomia etc). Jeśli zależy nam zatem na osłabieniu ekonomicznym Rosji, nie powinniśmy w tym przeszkadzać. Ale oczywiście jest też druga strona medalu, czyli zagrożenie łatwego przenikania różnorakich „ambasadorów russkiego mira” (od spontanicznych prowokatorów po zadaniowanych oficerów) oraz braku wprowadzenia dolegliwości do życia normalnych Rosjan z klasy średniej, którzy cenią sobie wyjazdy do Europy. Tego ostatniego czynnika nie wolno lekceważyć, gdyż większość Rosjan jest zmanipulowana przez propagandę – wierzy, że „operacja specjalna idzie zgodnie z planem” i nie odczuwa (jeszcze) realnego wpływu sankcji na swoje portfele. Rodzaj „szoku” wywołany nagłą zmianą (którą, jak wiemy z podstaw psychologii, „lubią tylko przemoczone niemowlęta, którym zmieniamy pieluchę” ; -) w tzw. normalnym życiu może mieć pewien udział w pogorszeniu nastrojów społecznych i zmniejszenia akceptacji do prowadzenia wojny.
Wydaje się, iż nasi stratedzy rządowi powinni się tu kierować intuicjami, które towarzyszyły im przy wprowadzaniu sankcji ekonomicznych. Tym samym sankcje wizowe powinny dotyczyć przede wszystkim osób w taki czy inny sposób powiązanych z aparatem siłowym (cywilnym/wojskowym) i propagandowym. Wedle szacunków to ok. 30% dochodowej klasy średniej w Rosji (stanowiącej ok. 18% całej społeczności rosyjskiej). Mogłoby zatem chodzić o ok. 7 mln osób. Dodatkowo w moderowaniu skutecznej polityki wizowej/turystycznej dla „normalnych” Rosjan, w tym przedstawicieli niereżimowych MŚP, oczywiście należałoby wykluczyć możliwość zarabiania na turystyce (poprzez udziały w biurach turystycznych i hotelach) przez rosyjskich oligarchów powiązanych z władzą. Nie jest to jednak prosta sprawa i niestety ma związek nie tylko z podejściem Rosjan, o czym mówił w wywiadzie dla PAP haker „Jan Zumbach” z wspomnianego kolektywu Squad303: „Ostatnio głośno mówimy o TUI AG, największej firmie turystycznej świata kontrolowanej przez Aleksieja Mordaszowa. To rosyjski oligarcha (nr 4 na liście najbogatszych Rosjan) objęty sankcjami przez UE i USA, który dzięki dobrym relacjom z rządem Niemiec unika sankcji dzięki prostemu trickowi zachował swoje akcje w TUI. Przepisał je na firmę z Brytyjskich Wysp Dziewiczych będącą własnością jego żony. Rząd niemiecki od marca „bada sprawę”. To kpina.”
Trudna elastyczność
Podsumowując: bez wątpienia nasza polityka w obszarze ekonomicznym względem Rosji powinna być elastyczna i powinna się charakteryzować podejściem maksymalizacji zysków i minimalizacji strat, co wymaga m.in. nieustannego monitoringu sytuacji. Do pewnego stopnia, nawiązując do naszych tradycji, moim zdaniem nie warto rezygnować z wypracowanych wolumenów eksportowych (m.in. meblarstwo, akcesoria budowlane itp.) i tracić zamówień na rzecz konkurencji z Węgier czy Chin. Tym bardziej, że najprawdopodobniej jeszcze w najbliższych latach będziemy zmuszeni kupować rosyjską ropę i tym samym, choćby dla zasady, warto równoważyć bilans handlowy. Ale chyba też polskie firmy powinny na chłodno analizować mityczny „wielki i chłonny rynek rosyjski”, który po raz kolejny na przestrzeni ostatnich 30 lat wchodzi w fazę recesji.
Warto przy tej okazji spojrzeć na twarde dane przedstawione przez rosyjskiego ekonomistę dr Bułata Nigmatulina z Rady Bezpieczeństwa Rosji. W swym wykładzie „Wyprzedziła nas Polska. Zmarnowaliśmy ostatnie 30 lat” (dostępny na Youtube) podaje on tam m.in., że na przestrzeni ostatnich trzech dziesięcioleci Rosja zwiększyła swój PKB o ok 15%, Polska zaś o 250%, dochody populacji w zestawieniu do PKB wynoszą 55% vs. 70%, zwrot inwestycji z 1$ 2,5 vs 5, zdolność do wzięcia przez statystycznego obywatela kredytu mieszkaniowego na 20 lat z ratą stanowiącą ok 1/3 dochodów 18% vs 70% itp. itd. Jeśli weźmiemy również pod uwagę prognozy większości instytucji finansowych (MFW, KE itp.) wskazujących na wieloletnią recesję w Rosji, łatwiej będzie polskim firmom pozbyć się nadmiernych złudzeń jeśli chodzi o ten rynek.
Z którego jednak – podkreślę raz jeszcze – nie warto całkowicie rezygnować i w tym sensie należy postrzegać akcję Squad303/Anynomus jako nieco kontrowersyjną, bowiem potencjalnie może stygmatyzować tych biznesmenów, którzy potrafili „oddzielić ziarna od plew” m.in. dzięki inwestycjom w usługi wywiadowni gospodarczych. Wzrost znaczenia tych potrzebnych dla polskiego biznesu usług oraz szeroko rozumianego podniesienia „społecznych kompetencji kontrwywiadowczych” (nawiązujących m.in. do najlepszych wzorców anglosaskich) jest, również w świetle naszych gospodarczych planów na obszarze międzymorskim, zjawiskiem pozytywnym. To druga, pozytywna strona tej hakerskiej akcji.
dr Piotr Balcerowski, MBA
Wiceprezes Instytutu Staszica