9 lipca 2021
„Na początku było słowo, złe słowo (…) I to złe słowo było Polaka przeciwko innemu narodowi, Niemca przeciwko innemu narodowi. Europa została tym złym słowem podzielona”. Dywagacje gdańskiego urzędnika na temat przyczyn wybuchu II wojny światowej weszły już do księgi kuriozów. Aż dziw, że cytat ten nie widnieje jako motto książki „Alianci” Piotra Zychowicza. To, że ktoś chce pisać kontrowersyjnie, nie jest złe. Historia nie może składać się z ugładzonych, politycznie poprawnych opowieści. Lecz teza powinna być następstwem rzetelnej analizy faktów, nie zaś fakty ilustracją z góry założonej tezy. Teza „Aliantów” jest zaś taka: generalnie obie strony, Niemcy i ich przeciwnicy, były siebie warte. I nie ważne, kto złe słowo pierwszy wypowiedział czy kto zadał pierwszy cios.
„Alianci” w części są zbiorem wywiadów publikowanych już w „Do Rzeczy” i „Historii Do Rzeczy”, w części zawierają teksty nowe. Sposób konstruowania przekazu i szokowania czytelnika pozostaje jednak dokładnie taki sam, jak w poprzednich pracach autora. Zychowicz włada piórem mistrzowsko, czyta się go znakomicie. Jednak zza zręcznych słów wygląda całkiem niezręczna manipulacja.
Wszyscyśmy jednacy
Generalne przesłanie „Aliantów” jest następujące: alianci stosowali te same haniebne metody prowadzenia wojny, co hitlerowcy, więc moralizowanie nie jest na miejscu. Powinni sami uderzyć się w piersi i rozliczyć to, co winno być rozliczone. Hitler bombardował polskie i rosyjskie miasta? Tak, ale o tym już napisano sporo, ale spójrzcie na Drezno i Hamburg! Esesmani (bo, rzecz jasna, nie rycerski Wehrmacht) zabijali jeńców? Kanadyjczycy i Amerykanie nie byli lepsi! Nie kłóćmy się, kto był pierwszy, bo nie ma to znaczenia. Ważne, że obie strony są siebie warte.
Zychowicz podkreśla w swojej książce – co nie jest wielkim odkryciem – że wraz z ukształtowaniem się nowoczesnych państw narodowych dawne „wojny gabinetowe”, toczone przez rządy w celu zmuszenia przeciwnika do określonego zachowania, ustąpiły pola wojnom narodowym, totalnym. Wojnom na wyniszczenie, angażującym całe narody. Mimo tego publicysta traktuje II wojnę światową, klasyczną wojnę narodów, jakby to była stara wojna polityków. Zaczęli Niemcy, ale, mój Boże, mogli zacząć Brytyjczycy – czy to ważne? W wojnie gabinetowej nie było strony „złej” i „dobrej” w sensie obiektywnym. W starciu ludobójczego totalitaryzmu z ideami, bądź co bądź, wolnościowymi, takiego podziału nie można ignorować. Z wszystkimi płynącymi stąd implikacjami. Również w zakresie oceny metod prowadzenia wojny.
Bombardowanie cywilnej ludności nie stanie się ani dobre, ani chociaż moralnie neutralne, jeśli dokonuje go strona walcząca w imię szlachetnych ideałów, a ofiarami padają ludzie popierający zbrodniarzy. Jednak w tym konkretnym przypadku za maksymalną brutalizację sposobu prowadzenia wojny odpowiadali zbrodniarze. To oni wywołali wojnę „nowoczesną” – na wyniszczenie, której celem było zniewolenie, zagłada przeciwnika, a nie roszczenia terytorialne. Ba, „wojna totalna” była hasłem z entuzjazmem podchwyconym przez niemieckie masy. Przedmiotem oceny nie jest abstrakcyjny konflikt, lecz konflikt konkretny.
Równoległy świat Piotra Zychowicza
Czego oczekuje Piotr Zychowicz? To, co według niego jest obiektywnym spojrzeniem na pięcioletnią masakrę, tak naprawdę jest skrajnym relatywizmem. Zarzuca mainstreamowym historykom myślenie w kategoriach zero-jedynkowych (bombardowania niemieckie złe, bombardowania alianckie dobre), a sam podąża takim torem. Podążając za logiką Zychowicza trzeba by uznać, że pobicie przez bandziora staruszki i obicie pałami przez interweniujących policjantów tegoż bandziora w zasadzie jest tak samo skandaliczne. Bo policjanci mogli go tylko zakuć, nie musieli dodatkowo wlepić kilku ciosów. To wszak nadużycie, ba, złamanie prawa. A stąd blisko już do filozofii, której skrajnej postaci hołduje Adam Bodnar, rozpętujący awanturę z powodu zakucia mordercy małego dziecka w kajdanki zespolone, czym naruszono tegoż sprawcy komfort i godność. Czy złodziej batonika, czy morderca dziecka, czy policjant – jakież to ma znaczenie, kto dopuszcza się czynu moralnie nagannego?
Żeby było jasne: w żadnym wypadku o „bodnaryzowanie” redaktora Zychowicza nie posądzam. Ale konsekwencja w postrzeganiu drzew, a nie lasu, musi wcześniej czy później do takiej skrajności doprowadzić. Do „panświnizmu”. Jeżeli i Niemcy, i alianci działali w sposób zbrodniczy, to na czym tak naprawdę opieramy swoje potępienie dla Hitlera? Dlaczego na przykład mordująca Murzynów Belgia zasługuje na współczucie jako ofiara, a Niemcy z rycerskimi, posągowymi (w oczach autora) postaciami oficerów i generałów mają być wcieleniem zła? I tu zbrodnia, i tu zbrodnia.
Podstawowym problemem publicystyki historycznej Piotra Zychowicza jest to, że nie tyle interpretuje on w kontrowersyjny sposób faktyczne zdarzenia, lecz to, że tworzy równoległą, iluzoryczną rzeczywistość. Taką, w której Trzecia Rzesza widzi w Polsce partnera, prawdziwego sojusznika, a nie satelickie państwo, które ma dostarczyć mięsa armatniego. Taką, w której po zdobyciu Moskwy Związek Sowiecki w magiczny sposób sam się rozpada. Gdzie Japończycy są rycerscy, dbający o amerykańskich jeńców, ale prostaccy, rasistowscy i żądni mordu Jankesi sami ściągają na swe głowy zasłużone represje. Duża część „Aliantów” zajmuje bowiem traktat o mordercach z U.S. Army i szlachetnych Japończykach (choć, owszem, Zychowicz łaskawie przyznaje, że czasami dopuszczali się nadużyć). Autor stworzył sobie swoją, alternatywną historię II wojny światowej i analizy odnosi do niej, a nie do rzeczywistych zdarzeń.
Historia w wersji sensacyjno-kryminalnej na pewno cieszy się większą popularnością niż rozwlekłe akademickie analizy. I nie ma nic złego w popularyzacji historii w taki sposób, pod warunkiem, że jest jeszcze historią, a nie już literaturą fantasy. Skoro tworzymy sobie nazistów patrzących na Polskę rozmiłowanym wzrokiem i humanitarną armię Cesarstwa Japonii, to co nas ma powstrzymać przed wpleceniem w historię Polski Smoka Wawelskiego? Albo wpisaniem do podręczników Wielkiej Lehii?
Piotr Zychowicz: Alianci. Opowieści niepoprawne politycznie. Poznań, Rebis, 2021.
(mr)