16 października 2020
6638 nowych zainfekowanych i alarm w Berlinie. A w konsekwencji powrót do restrykcji. Nie tak dotkliwych, jak kilka miesięcy temu, ale jednak mocno ograniczających mieszkańców kraju. Niemcy już w pierwszej fazie pandemii nie raz rozbijały się o rafy braku spójnego podejścia do walki z koronawirusem. Kiedy na początku czerwca Bawaria przodowała w konserwowaniu lockdownu, Turyngia jako pierwszy land przystąpiła do całkowitego odmrażania gospodarki i życia społecznego. Teraz sytuacja się powtarza. Doświadczenie pandemii unaoczniło podziały między krajami związkowymi a jeden z zakazów wyjątkowo podgrzał atmosferę.
12 października media niemieckie obiegła wiadomość o czteroosobowej rodzinie z Berlina, która wbrew najnowszym zakazom wynajęła na weekend dom w brandenburskim Neuruppin. Złamany zakaz nazywa się „Beherbungsverbot”, i oznacza „zakaz nocowania”. Dotyczy on osób, które przybywają z landu uznanego za ryzykowny z uwagi na wysoki poziom liczby nowych zakażeń koronawirusem Sars-CoV-2. Przy czym granicę ryzyka wyznacza przekroczenie progu 50 nowych infekcji na 100 tysięcy mieszkańców. W Berlinie zaś ten wskaźnik wynosi 76,3 na 100 tys. [dane z 15.10.2020].
Zgodnie z wprowadzoną regulacją dotyczącą zakazu nocowania poza domem, rodzina z dziećmi powinna okazać właścicielowi nieruchomości negatywny test na koronawirusa i to wykonany w czasie ostatnich 48 godzin. Brak negatywnego testu oznacza brak prawa do noclegu. Zakaz dotyczy zarówno hoteli i pensjonatów, jak i noclegu u rodzin czy znajomych. O tym, że rodzina ze stolicy wynajęła dom letniskowy w Neuruppin policja dowiedziała się od anonimowego obywatela. Patrol policji odwiedził dom zlokalizowany, jak podają media „ z dala od innych siedlisk ludzkich”. Na miejscu ustalono, że członkowie familii nie wykonali testów, ale z uwagi na późną porę interwencji i fakt, że część rodziny już spała policjanci poprzestali na pouczeniu o zasadach bezpieczeństwa i zgłosili sprawę do stosownego oddziału sanepidu.
W Brandenburgii zakaz nocowania dla mieszkańców Berlina obowiązuje od 9.października. Oznacza to, że Berlińczykom wolno, jak do tej pory, udawać się do pracy w obrębie Brandenburgii – a takich osób jest ok. 90 tysięcy, a mieszkańcom Brandenburgii nikt nie zabronił dalej jeździć do pracy do Berlina – tu szacunki mówią o 300 tysiącach osób, ale nocować już nie wolno. Patrząc na Berlin pod kątem sytuacji korona kryzysowej z podziałem na dzielnice, największym ogniskiem infekcji jest Neukölln ( rekordowe 153,2 przypadki infekcji na 100 tys.) a następnie Mitte (116,7 przypadków na 100 tys.). Jeszcze w miniony piątek zakaz noclegu zależał od dzielnicy, w której mieszka dany berlińczyk, w sobotę sytuacja już się zmieniła i całe miasto zostało uznane za potencjalne ryzyko dla mieszkańców innych landów. W Berlinie od blisko dwóch tygodni obowiązują już restrykcje, które po 15.października zaczęły wdrażać u siebie inne kraje związkowe. Ograniczenia dotyczą głównie ograniczenia sprzedaży alkoholu i pracy branży gastronomicznej oraz wprowadzenie nakazu noszenia maseczek w przestrzeni publicznej i określenia limitów uczestników imprez rodzinnych i kulturalnych. Zakaz noclegu w całym wachlarzu innych restrykcji stał się jednak papierkiem lakmusowym nastrojów w danym landzie i w tej kwestii nie ma ponadlandowej zgody. Zwłaszcza, że spragnieni wakacji Niemcy często brak zagranicznych urlopów chcieli sobie wynagrodzić wypoczynkiem w kraju. Zapytana o restrykcje związane z noclegami podczas środowej konferencji prasowej Angela Merkel, odpowiedziała wymijająco. A już dzień po konferencji kolejne landy zaczęły sygnalizować swoją zgodę bądź jej brak na podporządkowanie się zakazowi noclegu dla przyjezdnych. W grę wkroczyły również sądy.
Berlińczyku, omijaj Schwerin
W Meklemburgii – Pomorzu Przednim turysta przybywający z rejonu uznanego za ryzykowny nie tylko nie przenocuje, ale i pójdzie na kwarantannę. 14 dni. I dotyczy to również osób, które przedstawią negatywny wynik testu. W ich wypadku kwarantanna może zostać jednak skrócona do tygodnia.
W rozporządzeniu rządu landowego są jednak wyjątki. Kwarantannie nie muszą się poddawać m.in. osoby, które przybywają do Meklemburgii-Pomorza Przedniego służbowo -przewożą towary drogą lądową, powietrzną lub szynową. Restrykcje nie dotyczą też deputowanych do landtagu, Bundestagu, Parlamentu Europejskiego, członków rządu landowego lub federalnego, dyplomatów, członków organizacji międzynarodowych, osób odpowiedzialnych za funkcjonowanie służby zdrowia, wymiaru sprawiedliwości i ciągłość łańcuchów dostaw. Całkiem spora lista. Patrząc na nią trudno jednak nie zadać sobie pytania, czy pewnych ludzi z uwagi na ich funkcję koronawirus po prostu omija. Być może takie pytanie zadał sobie przedsiębiorca hotelowy Thilo Naumann z Usedom, który zaskarżył rozporządzenie o przymusowej kwarantannie dla osób posiadających negatywny test na koronawirusa do Wyższego Sądu Administracyjnego w Greifswaldzie Wsparcia udzielili mu lokalni politycy FDP i Związek Niemieckich Hoteli i Gastronomów (DEHOGA). Na 20 października zaplanowano posiedzenie rządu landowego w Schwerinie, jak wynika z przecieków, władze landu nie zamierzają znieść jednak zakazu. Jeżeli tak się stanie, berlińczycy powinni lepiej omijać Schwerin i okolice.
Sąd nad zakazem
Dla Niemców zainteresowanych klasztorami i pałacami Badenii- Wirtembergii a pochodzących z rejonów uznanych za ryzykowne, w czwartek sąd administracyjny landu miał dobrą wiadomość. Sąd przychylił się do skargi turysty z Nadrenii – Północnej Westfalii, który zaplanował urlop w okręgu Ravensburg, ale z uwagi na zakaz noclegu musiałby z urlopu zrezygnować lub wykonać test. Sąd uznał, że wymóg wykonania testu w 48 godzin przed przyjazdem do hotelu jest nierealny. W tak krótkim czasie nie ma na to szans. Nie mówiąc już o tym, że test należy sfinansować z własnej kieszeni, co w przypadku kilkuosobowej rodziny oznaczałoby spory koszt. Sąd stwierdził też, że zakaz narusza prawo do swobodnego poruszania się. I tak zakaz w całym landzie uchylono. Kilka godzin wcześniej premier Badenii-Wirtembergii, Winifred Kretschmann ( Zieloni) zapowiadał prace nad poluzowaniem zakazu. W obecnej sytuacji już nie musi.
Do uchylenia zakazu noclegu doszło również w Dolnej Saksonii, gdzie 15.października sąd administracyjny w postępowaniu w trybie przyspieszonym uznał zakaz za niezgodny z prawem. Skargę w tej sprawie wniósł do sądu w Lüneburgu właściciel miejscowego parku rozrywki. W Saksonii natomiast zakaz został uchylony decyzją rządu landu. Tym samym torem poszedł też rząd Kraju Saary.
Twarda Bawaria
Prowadzona twardą ręką Markusa Södera Bawaria raczej nie zdecyduje się na poluzowanie zakazu noclegu. Natomiast, co ciekawe, o ile w hotelach i pensjonatach bawarskich nie przenocuje nikt z koronowych ognisk zapalnych spoza landu, to już zakazem nie są objęci mieszkańcy bawarskich stref podwyższonego ryzyka. Bawaria obok Nadrenii – Północnej Westfalii, to jeden z najbardziej dotkniętych koronakryzysem kraj związkowy. Aktualnie liczba nowych infekcji na 100 tys. mieszkańców przekracza 35, w NRW jest to ponad 47 przypadków na 100 tys. Oba kraje związkowe są w sposób szczególny obiektem zainteresowania mediów. Premier NRD, Armin Laschert (CDU) będzie się ubiegał o przewodnictwo w CDU a Markus Söder jest cichym kandydatem na kanclerza Niemiec. I to jest ten odcinek, na którym walka z drugą falą pandemii staje się czystą polityką.
Olga Doleśniak-Harczuk
Ekspertka Instytutu Staszica
Foto: pixabay.com