Jednym z mitów, w które Polacy po 1989 roku naiwnie uwierzyli, było rozliczenie się Niemiec z nazistowską przeszłością. Po 1949 roku, to jest po powstaniu dwu państw niemieckich, w obu z nich z różnych przyczyn tego procesu zaniechano. Ba, w RFN ludzie mający na rękach krew przymusowych robotników stali się biznesową elitą kraju. Ale i gdzie indziej specjalistów z czasów Trzeciej Rzeszy przyjmowano z otwartymi rękami. Choć głośno się tym nie chwalono.
„Diabelska gwardia” opowiada – w sposób bardzo ciekawy – o takim zaangażowaniu specjalistów z Waffen-SS. Tych, którzy nabyli doświadczenia w walce z partyzantami podczas bojów na Wschodzie. Mniejsza, jak ta walka wyglądała i komu za zdobywanie tego doświadczenia przyszło zapłacić własnym życiem. Podczas walk w Azji, z partyzantami Wietkongu, lata spędzone na froncie wschodnim przynosiły owoce.
Książka, którą można nazwać „beletrystyką faktu”, stara się pokazać nie tylko piekło walk w azjatyckich dżunglach, ale i wniknąć w mentalność esesmanów. Zresztą nie tylko ich. Bo podział wojen na sprawiedliwe i niesprawiedliwe traci sens, gdy oceniać ich wpływ na ludzką psychikę. Zresztą, zwykle obie strony walczą z głębokim przekonaniem, że właśnie ich sprawa jest słuszna i sprawiedliwa. Poza najemnikami, którzy wojnę traktują jako rzemiosło. O czym, między innymi, opowiada „Diabelska gwardia”.
To, że czyta się ją znakomicie, jest również zasługą tłumacza, Antoniego Golika. Na tle zwykle kiepskich, pospiesznie i bezmyślnie dokonywanych przekładów z angielskiego, przekład Golika wyróżnia się bardzo pozytywnie.
George Robert Elford: Diabelska gwardia. Warszawa, DeReggio, 2023.
(rk)