top of page

Głową w mur: u progu trzeciego roku wojny na Wschodzie

22 lutego 2024

Drugi rok wojny Rosja zamyka z bardzo niekorzystnym bilansem wojskowym, ekonomicznym i politycznym. Jest to dla niej zły prognostyk na kolejny rok wojny, którym może okazać się dla tej wojny kluczowy.


Kozak mocno się trzyma


Przyzwyczailiśmy się już, iż w ramach swoistej wojny propagandowej (również z nami) kolejna rocznica wybuchu wojny, siłą rzeczy obfitująca w świecie zachodnim w szereg rocznicowych analiz i prognoz, jest poprzedzona ogromnym wzmożeniem walk Rosjan na polu bitwy na Ukrainie i pośrednio przed naszymi ekranami w ramach bitwy propagandowo-psychologicznej. Ale pewne korzystne dla nich wydarzenia na froncie, jak choćby zajęcie części Awdijiwki, muszą być widziane w należytym kontekście.


Po pierwsze, miast (małych/średnich/dużych) jest na Ukrainie 250. W 2023 roku Rosjanom udało się zająć jedno, Bahmut, i to po blisko 10-miesięcznej walce, która kosztowała ich życie/zdrowie 100 tysięcy żołnierzy (1/5 wszystkich wojsk okupacyjnych!) i niezliczone zasoby materialne. Po tym klasycznym pyrrusowym zwycięstwie (Ukraińcy, korzystając z wycieńczenia Rosjan, przypuścili kontratak i choć nie odbili miasta, odzyskali jego przedpola zapobiegając strategicznemu rozwinięciu etc.), faktyczna inicjatywa Rosjan właściwie na całej linii frontu została przerwana na wiele miesięcy. Do tego doszły niepokoje wewnętrzne w Rosji znane pod nazwą buntu Prigożina. Teraz mamy powtórkę z rozrywki, tj. usilną chęć, głównie z powodów rocznicowo-propagandowych, zdobycia miasta o pewnym znaczeniu nie tylko symbolicznym, ale i taktycznym (bliskość Doniecka, będącego dogodnym zapleczem frontu). Podobną zresztą metodą, czyli zgromadzenia ściągniętych z innych odcinków frontu jednostek w znacznej (5-6-krotnej przewadze), zmasowanych i „ślepych” bombardowaniach z lądu i powietrza i de facto nieliczeniu się ze stratami. W zeszłym roku Ukraińcy zepsuli rocznicę Putinowi (Bahmut padł dopiero w maju), jak będzie w tym roku – zobaczymy. Ale samo to rozważanie, czy Rosjanom uda się zdobyć trzydziestotysięczne miasto o pewnym znaczeniu taktycznym jest dla mnie miarą ich porażki w 2023 roku – zważywszy, że posiadają w dalszym ciągu przewagę przede wszystkim w sile ognia.


Pięć do jednego na korzyść Ukrainy


Przed rokiem, w swej rocznicowej analizie, pisałem m.in., iż zakładam pod koniec 2023 roku duże rosyjskie uderzenie na północy, oskrzydlające Charkowszczyznę i Donbas. Ono nie nastąpiło, co jest miarą słabości Rosjan, którzy muszą walczyć na ukraińskich warunkach poniekąd „przebijając głową mur” tj. zdobywać silnie ufortyfikowane pozycje dodatkowo na terenach będących koszmarem dla każdego atakującego wojskowego. Z jednej strony zatem na obszarach silnie zalesionych/zarzeczonych/pagórkowatych, a z drugiej silnie zurbanizowanych. Jaki jest w takiej sytuacji bilans strat po obu stronach, możemy się tylko domyślać, ale zaryzykowałbym, iż co najmniej 5:1 na korzyść Ukraińców i Rosjanie nie są w stanie go utrzymać dłużej, niż 2-3 lata. 


Ten okres może się zresztą skrócić w sytuacji, w której Ukraińcy wzmocnią swoją siłę ognia, również zwiększając zasięg o pociski GMLRS, a przede wszystkim poprawią swoją sytuację w powietrzu. Z jednej strony będą mieli więcej antyrakiet, z drugiej będą mogli przeprowadzać więcej ataków rakietowych z obiecanych F-16.


Biorąc pod uwagę osiągnięty konsensus na Zachodzie (zarówno w USA, jak i UE), powinno to nastąpić w 2024 roku i ten upgrade pozwoli kontynuować realizację dotychczasowej taktyki, a więc uporczywej obrony na najbardziej dogodnych dla obrońców warunkach i zadawaniu maksymalnych strat również na tyłach poprzez niszczenie zaplecza logistycznego. Uderzenia na coraz dalsze tyły będą moim zdaniem stałą tendencją w 2024 r. i dotyczyć będą w znacznej mierze terytorium Rosji. Bardzo udane ataki dronowe na 6 rafinerii rosyjskich są tego zapowiedzią. A teraz płynnie przechodzę do drugiego frontu tej wojny, czyli frontu ekonomicznego.


Malowanie trawy na zielono


Jak wiemy po tych dwóch latach, informacje o śmierci rosyjskiej gospodarki są dalece przedwczesne. Ale też jej faktyczny stan nie jest nam znany, gdyż większość danych statystycznych została utajniona. Niemniej daje do myślenia fakt, iż przy deklarowanej 5-procentowej inflacji podstawowa stopa procentowa banku centralnego wynosi 12 punktów. To oczywisty nonsens na gruncie gospodarki rynkowej, zdradzający moim zdaniem jednakowoż ogromną obawę m.in. o kurs rubla. Tak czy inaczej, biorąc poprawkę na szereg przekłamań dotyczących faktycznego stanu rosyjskiej gospodarki, należy przyjąć, że jej sytuacja jak na razie jest względnie przez władze rosyjskie opanowana.


Dla wielu analityków nie jest to do końca duże zaskoczenie i wynika to z szeregu czynników. Po pierwsze, Rosja co najmniej od dekady przygotowywała się na ostrą konfrontację ekonomiczną z Zachodem i podejmowała kroki zmierzające do zwiększenia swej niezależności. W kwestii spożywczej udało się osiągnąć autonomię, technologicznie zaś de facto Zachód zastąpili Chińczycy. 


Kierunki eksportu, zwłaszcza surowców, musiały się zmienić, podobnie jak jego marżowość, ale jak wiemy z doniesień Rosjanie opracowali na tyle sprawny system omijania sankcji, iż w większości sektorów przemysłowych udało się utrzymać ich rentowność. Duże zasoby rezerw walutowych zgromadzone w specjalnym funduszu oraz bardzo niskie zadłużenie skarbu państwa pozwoliło z jednej strony utrzymać względnie stabilny kurs rubla względem dolara (ok. 100:1), z drugiej zwiększyć wewnętrzne zadłużenie w celu pobudzenia gospodarki, zwłaszcza w sektorze zbrojeniowym i infrastrukturalnym.


Struktura tego rzekomego wzrostu gospodarczego jest moim zdaniem mało perspektywiczna, pomijając już sam fakt realnej wartości dodanej dla gospodarki wyprodukowanych militariów, które następnego miesiąca ulegają utylizacji na froncie. Faktem bezspornym jest natomiast to, iż Rosja bez mała utraciła całkowicie najbogatszy rynek konsumencki per capita, nie jest w stanie wszystkiego przekierować (najlepiej widać to na przykładzie przemysłu drzewnego na północy) na nowe rynki, straciła inwestycje zachodnie oraz blisko dwa miliony pracowników/konsumentów na rynku pracy (0,5 mln nowo zmilitaryzowanych, ok. 0,5 mln „trwale zdemilitaryzowanych” oraz ok. 0,7 mln, którzy zdecydowali się na emigrację). Jeśli dodamy do tego kurczące się rezerwy walutowe i postępujące osłabianie zaufania do rubla oraz potencjalne skuteczne uderzenia Ukraińców w infrastrukturę krytyczną (rafinerie, elektrownie, koleje), Rosję czeka nie tylko ciężki rok. I choć zbrojenia niewątpliwie będą szły pełną parą, a wskaźniki będą się zgadzały, nie zastopuje to w dłuższej perspektywie ubożenia społeczeństwa i tym samym ściągania pozostałych wskaźników w dół, z konsumpcją i prywatnymi inwestycjami na czele. Nawet jeśli Rosjanie mają nieco inaczej ustawiony od nas „próg bólu”, ubożenie nie będzie sprzyjało dalszemu prowadzeniu wojny.


Nieobudzony olbrzym


Wreszcie pozostaje kwestia polityczna. Mijającego roku Rosjanie nie mogą zaliczyć do udanego przede wszystkim dlatego, iż nie udało się rozbić jedności Zachodu. Co więcej, głównie za sprawą stanowiska Niemiec, które oficjalnie przestawiły wajchę”, doszło do jego konsolidacji. Mam nadzieję, iż już w bieżącym roku, kiedy również europejski przemysł zbrojeniowy powróci (po trzydekadowej drzemce) na swe pełne obroty, co będzie miało odzwierciedlenie na froncie. Bez tego bowiem już teraz mogą zacząć się dziać rzeczy niepokojące.


Musimy bowiem pamiętać o starych prawdach w tym o nec Hercules contra plures. Ukraińcy wykazali się niebywałym bohaterstwem skutecznie walcząc z silniejszym przeciwnikiem, ale pamiętajmy, iż niosła ich również świadomość, iż stoi za nimi twardo Zachód z pewnym przywództwem USA. Dopisało im też żołnierskie szczęście, bowiem Rosjanie ich zlekceważyli, rozpoczynając inwazję na kilku frontach bez należytego przygotowania oraz skrajnie zaniedbali rozwój dronów, które okazały bardzo skuteczną bronią w rękach Ukraińców. Ale, jak wiemy, na szczęście już nie można liczyć, gdyż Rosjanie przestali Ukraińców lekceważyć i m.in. dzięki Chińczykom i Irańczykom rozbudowali swoją flotę dronów do rozmiarów zbliżonych.


Brak wzmocnienia sił ukraińskich nowoczesna bronią ofensywną noles volens musi prowadzić do złamania morale, tj. braku wiary w sens walki. Uniemożliwi to nie tylko utrzymanie dyscypliny w szeregach, ale i efektywną mobilizację nowych żołnierzy, których, jeśli wierzyć pogłoskom, zaczyna już brakować.


Strategia 2030?


Podsumowując: Rosja z całą pewnością nie może zaliczyć 2023 roku do udanych, zwłaszcza biorąc pod uwagę jej potencjał i apetyty. Nie wiem jak Państwo, ale ja również zaobserwowałem to u Putina w jego mowie ciała podczas wiadomego wywiadu. Myślę, że obecny, 2024 rok również nie będzie udany, zaś w przyszłym roku o tej porze „druga armia świata” będzie znów zaciekle zdobywać dziesiąty miesiąc jedno z 250 ukraińskich miasteczek, tym razem ponosząc jeszcze większe straty. Zaś jej tyły, z Rosją właściwą włącznie, będą intensywniej nękane, co będzie również podkopywało jej gospodarkę. Rok 2025 z wielu względów będzie ciekawy, ale o nim napiszę w trzecią rocznicę rosyjskiej agresji. I zakładam, że nie będzie to mój ostatni rocznicowy tekst. Strategiczne interesy Zachodu i Ukrainy pozostają zbieżne, Rosja zaś do długotrwałej konfrontacji z nim jest obecnie nieprzygotowana.


dr Piotr Balcerowski

Wiceprezes Instytutu Staszica


Foto: pixabay.com

bottom of page