Czy w Pani opinii stwierdzenie, że – równolegle do działań zbrojnych za naszą wschodnią granicą – toczy się również wojna informacyjna w sieci, nie jest przesadzone?
Nie ma w tym stwierdzeniu żadnej przesady. Podobnie jak to miało miejsce w czasach sowieckich, kampanie dezinformacyjne wycelowane w państwa NATO mają wspierać politykę zagraniczną Kremla, dlatego infosferę zalewa rosyjska dezinformacja. Ta informacyjna wojna nie zaczęła się oczywiście 24 lutego ub. roku. Zachód zapomniał czego nauczył się w czasach zimnej wojny i dość późno zaczął reagować, tymczasem Kreml od dawna próbuje manipulować zachodnią opinią publiczną. Jednym z ciekawszych przykładów były wcześniej rosyjskie próby wpłynięcia na debatę dotyczącą rewolucji łupkowej w USA, o czym można przeczytać w raporcie komisji amerykańskiego Kongresu z marca 2018 roku.
Obecnie głównym dezinformacyjnym celem Kremla jest skłócenie sojuszników Kijowa i zniechęcenie do niesienia mu pomocy. Z kolei w Polsce Rosjanom chodzi przede wszystkim o przekonanie społeczeństwa, że w żaden sposób nie powinno angażować się po stronie Ukrainy, bo grozi to wojną na naszym terenie. Starają się też za pomocą codziennych porcji fake newsów osłabić sympatię okazywaną po wybuchu wojny Ukraińcom. Pracują też pełną parą nad pogorszeniem naszego wizerunku za granicą, bo przecież wpuszczane do sieci fałszywe dokumenty mające świadczyć o polskich planach zajęcia zachodniej części Ukrainy mają do nas zniechęcić nie tylko Ukraińców ale przedstawić Polskę na Zachodzie jako kraj próbujący wciągnąć kraje NATO do wojny dla własnych korzyści. Z tego samego zresztą źródła, choć nie tylko, pochodzą też narracje przedstawiające Polskę jako kraj antysemicki, współodpowiedzialny za Holokaust.
Jaką rolę w walce z dezinformacją odgrywa serwis FakeHunter? I czy widać realne efekty tych działań?
FakeHunter zaczął działać w trakcie pandemii i jak się okazało już wtedy wiele fałszywych narracji zalewających sieć najpierw pojawiało się w rosyjskich mediach. Zresztą, dotyczyły nie tylko nauki i zdrowia ale także telekomunikacji i co szczególnie ważne dla Polski, energetyki. Na dobre rosyjską dezinformacją zaczęliśmy się jednak zajmować w momencie wybuchu kryzysu granicznego, kiedy Polska i Litwa, za sprawą białoruskich i rosyjskich przekazów medialnych zaczęły być przedstawiane jako kraje rzekomo łamiące prawa człowieka. Mamy nadzieję, że opisywane w naszych raportach dziesiątki fałszywych narracji Kremla – a jeśli liczyć ich mutacje, to setki – mogą być dla użytkowników mediów społecznościowych czymś w rodzaju przewodnika, po który zawsze mogą sięgnąć, żeby nie dać się nabrać. Znajomość tematów, które interesują rosyjskie służby i tego jak je dopasowują do poszczególnych krajów, do których adresowane są ich operacje, jest znakomitą odtrutką na dezinformację.
Czym jest konkurs #FakeHunter Challenge? W kwietniu wystartowała jego kolejna edycja.
Nasz serwis pomyślano w taki sposób, aby to użytkownicy Internetu zgłaszali znalezione w sieci podejrzane informacje. My je sprawdzamy i publikujemy raporty zaopatrzone w listę źródeł, na których opieramy werdykt, choć oczywiście sami także przeczesujemy sieć w poszukiwaniu fake newsów. Organizowane co kilka miesięcy konkursy, w których nagradzamy internautów szczególnie biegłych w wyłuskiwaniu nieprawdziwych informacji, mają dodatkowo zmobilizować do oczyszczania sieci z fake newsów. Chcemy w ten sposób zachęcić do krytycznego korzystania z Internetu, bo przecież żadna instytucja czy serwis factcheckingowy nie zastąpi ostrożności i czujności samych użytkowników sieci. Konkurs to także okazja, aby zwrócić uwagę na nowe sposoby manipulacji, stąd pomysł aby towarzyszyły mu rozmowy z ekspertami. W kolejnej edycji #FakeHunter Challenge zastanowimy się pewnie nad dezinformacją z wykorzystaniem sztucznej inteligencji.
1 czerwca podczas konferencji „Dezinformacja jutra” został zaprezentowany raport „Wojna informacyjna 2022-2023: przebieg i wnioski”. Czy może Pani powiedzieć kilka słów o tym dokumencie?
To kompendium wiedzy na temat rosyjskiej dezinformacji, bo piszemy w nim sporo o tym, jak dzisiejsi propagandyści Kremla odwołują się do metod wypracowanych w czasach sowieckich i jak tworzył się w ciągu ostatnich kilkunastu lat ten – jak nazwali go Amerykanie – propagandowy i dezinformacyjny ekostystem. Raport oferuje jednak przede wszystkim katalog rosyjskich narracji i opisuje narzędzia, za pomocą których Kreml je rozpowszechnia, a także wymienia pudła rezonansowe – nazwa przejęta ze świetnej książki „Montaż” Władimira Volkoffa – czyli media i osoby, zarówno w Polsce jak i za granicą (w USA i w Niemczech), które te narracje powtarzają w swoich środowiskach. Pokusiliśmy się także o prognozę kolejnego roku wojny informacyjnej, bo wobec braku sukcesów w wojnie kinetycznej Kreml z pewnością nasili działania dezinformacyjne.
Na koniec prośba o krótką opinię: czy Polacy na tle innych społeczeństw państw Unii Europejskiej są bardziej czy mniej podatni na dezinformację?
Wedle obiegowej opinii Polacy są ze względu na swoje doświadczenia historyczne odporni na rosyjską dezinformację. Tak myślą o nas np. Czesi i pewnie w porównaniu z Zachodem rzeczywiście łatwiej jest nam rozpoznać rosyjskie fake newsy, szczególnie jeśli są szyte grubymi nićmi, a takie się zdarzają. Jednak łatwość, z jaką rosyjska dezinformacja rozlewa się w mediach społecznościowych i beztroska internautów, którzy ją udostępniają dowodzą, że szczepionka w postaci przeżyć z czasów komuny i zimnej wojny powoli przestaje działać.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiał Marcin Rosołowski