Miniony tydzień w Niemczech upłynął pod znakiem sporu o dostawy Taurusów, a oliwy do ognia dolała wypowiedź Ralfa Mützenicha, przewodniczącego klubu parlamentarnego SPD, który zasugerował, że nadszedł czas by zastanowić się nad pokojem na Ukrainie, co zabrzmiało jak propozycja zamrożenia konfliktu. Niemcy zajmowali się ponadto swoimi wewnętrznymi bolączkami – alarmującymi danymi demograficznymi i wprowadzeniem karty płatniczej dla cudzoziemców ubiegających się w Niemczech o azyl. O ile kwestię regulacji przepływu środków dla osób pozostających na niemieckim utrzymaniu jeszcze można jakoś usystematyzować, o tyle coraz niższe współczynniki urodzeń należą już do problemów, których nie sposób naprawić żadną nowelizacją. A prognozy są jasne – jeżeli nic się nie zmieni, w 2050 r niemieckiemu systemowi społecznemu grozi poważny kryzys, jak nie załamanie.
Jak wynika z najnowszego raportu niemieckiego Federalnego Instytutu Badań nad Społeczeństwem (BiB) i Uniwersytetu w Sztokholmie, w 2023 r współczynnik urodzeń wynosił 1,36 dziecka, w 2021 roku było to jeszcze 1,57. Eksperci są zaniepokojeni tempem spadku liczby urodzeń wskazując, że w przeszłości odstępy między fazami spadku były znacznie dłuższe. Zdaniem autorów raportu wiele niemieckich par odłożyło plan powiększenia rodziny na czas po pandemii koronawirusa, ale z końcem pandemii pojawiły się kolejne kryzysy, które równie negatywnie odbiły się na decyzji o rodzicielstwie. Dane zostały opublikowane na łamach magazynu „European Journal of Population“ i odnoszą się do okresu styczeń-listopad 2023 r.
Raport BiB i Uniwersytetu w Sztokholmie porównuje współczynnik urodzeń w Niemczech i Szwecji, gdzie również stwierdzono spadek w ostatnich dwóch latach z 1,67 w roku 2021 do 1,45 w 2023 r. Według Eurostatu średni wskaźnik urodzeń w 2022 r w Europie wynosił 1,46. W Polsce wg. danych GUS w 2022 r – 1,23, a w 2023 r urodziło się w naszym kraju najmniej dzieci od II wojny światowej.
Co piąta kobieta w Niemczech bezdzietna
Jak opisują autorzy raportu, głównym powodem spadku współczynnika urodzeń było przekładania decyzji o powiększeniu lub założeniu rodziny w związku z pandemią koronawirusa. Później zaś na decyzje prorodzinne negatywnie wpłynął kryzys energetyczny i wybuch wojny na Ukrainie, które to wydarzenia przyczyniły się do poczucia zagrożenia, ale i obaw natury finansowej. Osobną kwestią jest obserwowana już od kilkunastu lat tendencja do zmiany stylu życia, widoczna w większości państw UE, która sprowadza się do zmiany podejścia do rodzicielstwa.
W 2021 r. 21 proc. kobiet w Niemczech była bezdzietna, przy czym współczynnik bezdzietności różni się w zależności od landu – np. w Turyngii (Niemcy wschodnie) bezdzietna jest co dziesiąta kobieta, w Hamburgu już co trzecia. Według ekspertów częściej bezdzietne pozostają tez kobiety z wyższym wykształceniem – w tej grupie bezdzietność dotyczy 23 proc., w grupie kobiet z wykształceniem podstawowym – 11 proc. a w grupie ze średnim wykształceniem – 21 proc. Z drugiej strony, inne badania, chociażby jak to z 2022 r przeprowadzone przez Instytut Maxa Plancka, wskazują na zależność między poziomem wykształcenia a życzeniem posiadania więcej niż jednego dziecka, co w Europie zachodniej objawia się tym, że im wyższe wykształcenie pary, tym większe pragnienie powiększenia rodziny przynajmniej do poziomu 2 plus 2.
Jak ukazuje inne badanie, skupione na stosunku kobiet do macierzyństwa powody, dla których kobiety w Niemczech rezygnują z posiadania dzieci lub przeciągają decyzję o założeniu rodziny są bardziej złożone.
W październiku 2022 r, Uniwersytet Gera na podstawie wywiadów z 1100 bezdzietnymi kobietami opublikował zestaw najczęstszych powodów, dlaczego Niemki rezygnują z potomstwa. Jak wynika z badania, 82 proc. kobiet podała, że bez dzieci mają więcej wolnego czasu, 80 proc., że bezdzietność pomaga w realizacji wyznaczonych sobie celów i samospełnieniu, 73 proc. podała, że nie chciała przyjmować na siebie odpowiedzialności wychowywania potomstwa, 52 proc. obawiała się, że macierzyństwo je przerośnie, 46 proc. za powód podała lęk przed ciążą i porodem, 44 proc. przyznała, że ma niechętny stosunek do dzieci, a 41 proc. wątpiło w swoje umiejętności rodzicielskie, co ciekawe – 39 proc. kobiet uznało, że dziecko obciążyłoby ich aktualny związek, a 8 proc. za powód bezdzietności podała brak partnera życiowego.
Dzietność a pochodzenie
W Niemczech jednym z głównych pytań jest to o podwody postępującego spadku urodzeń, ale w statystykach ujmuje się też dane pozwalające zilustrować, czy zgodnie z obiegową opinią więcej dzieci przychodzi na świat w rodzinach cudzoziemskich. Na to drugie pytanie znajdziemy odpowiedź w statystykach Federalnego Urzędu Statystycznego opracowanych przez BiB. Jak wynika ze statystyk z lat 1991-2022, w 1991 r wskaźnik dzietności w przypadku cudzoziemek mieszkających w Niemczech wynosił 2,04 dziecka, a w przypadku Niemek – 1,26. W 2010 r współczynniki w obu tych grupach zrównały się. W 2015 r media niemieckie pisały o „baby boomie wśród cudzoziemskich matek”. Wg. statystyk, przyszło wtedy na świat 148 tys. dzieci cudzoziemek, czyli statystycznie co piąte dziecko nie urodziło się w niemieckiej rodzinie. Fakt ten odnotowano jako historyczny, ponieważ po raz pierwszy w dziejach Republiki Federalnej Niemiec jednego roku urodziło się tak dużo dzieci cudzoziemek. 21 tys. nowonarodzonych miało matki Turczynki, 11 tys. – Polki, 8 tys. – Rumunki, 7 tys. – Bułgarki. W 2022 r 74,1 proc. wszystkich urodzonych w Niemczech dzieci miało matkę z niemieckim obywatelstwem, 25,9 proc. dzieci miało matkę narodowości innej niż niemiecka. Najwięcej dzieci cudzoziemek urodziło się w Hamburgu, gdzie wskaźnik matek bez obywatelstwa niemieckiego wynosił 41,2 proc. [dane Federalnego Urzędu Statystycznego].
W Niemczech w 2022 r żyło 83,1 mln. osób, z czego 23,8 mln. miało imigranckie pochodzenie, co oznacza, że co czwarty mieszkaniec Niemiec przybył do Niemiec z zagranicy lub jedno z jego rodziców [lub oboje] pochodzą spoza Niemiec. Warto dodać, że połowa z tych osób ma obywatelstwo Niemiec. Wg. prognoz Federalnego Urzędu Statystycznego, w 2050 r w Niemczech odsetek osób po 65 roku życia wyniesie 27 proc., a osób czynnych zawodowo skurczy się do 49 proc, co oznacza, że przy takim scenariuszu połowa społeczeństwa niemieckiego w 2050 r nie będzie wpłacać żadnych składek do systemu socjalnego. Nadzieję na odwrócenie tego trendu pokłada się w napływie obcokrajowców, ale takich, którzy wejdą na niemiecki rynek pracy. Szacuje się, że aby odgonić czarne scenariusze, Niemcy powinny co roku przyjmować 400 tys. ludzi gotowych podjąć pracę.
Karta płatnicza wchodzi do gry
Debata dotycząca z jednej strony rozsądnej polityki pozyskiwania fachowców z zagranicy, a z drugiej - obciążenia, jakie niepracujący imigranci stanowią dla niemieckiego systemu socjalnego należy do stałego repertuaru polityków niemieckich. 21 marca w Bundestagu parlamentarzyści debatowali nad wnioskiem złożonym przez klub parlamentarny CDU/CSU dotyczącym propozycji zmian w Ustawie o świadczeniach na rzecz osób ubiegających się o azyl, a konkretnie – szybszego wprowadzenia na terenie całych Niemiec specjalnych kart płatniczych dla cudzoziemców korzystających ze świadczeń socjalnych.
Przeciwnicy wniosku CDU/CSU argumentują, że wprowadzenie karty jest możliwe bez konieczności wprowadzania szczególnych zmian w ustawie, a inicjatywa chadeków ma jedynie podgrzać atmosferę wokół tematu i unaocznić nieudolność rządu Olafa Scholza w kwestiach migracyjnych. Wniosek został więc odesłany do Komisji Pracy i Spraw Społecznych.
Inicjatywa chadeków wzbudza spore kontrowersje wśród socjaldemokratów i Zielonych, którzy są częściowo obwiniani przez parlamentarzystów CDU/CSU o przeciąganie wprowadzenia zmian. Spór między zwolennikami i przeciwnikami karty dotyczy podstawowej kwestii: czy Niemcy mają zwiększać zachęty by przyciągnąć jak najwięcej potrzebnych dla rynku pracy cudzoziemców, czy ograniczyć je zmniejszając tym samym atrakcyjność Niemiec dla potencjalnych fachowców z zewnątrz. I tutaj z kolei pojawiają się argumenty, że państwo powinno tak sprofilować swoją politykę imigracyjną by przyciągać chętnych do pracy, a nie nastawionych na korzystanie z dobrodziejstw państwa socjalnego.
Już w listopadzie 2023 r. rząd federalny wraz z rządami landowymi porozumiały się co do zasad wprowadzenia kart płatniczej. Karty będą wydawane wyłącznie osobom ubiegającym się o azyl. Mają one zastąpić dotychczasową wypłatę świadczeń pieniężnych na mocy ustawy o świadczeniach dla osób ubiegających się o azyl, przy czym kwota świadczenia nie ulegnie zmianie (wynosi ona obecnie od 368 do 460 euro miesięcznie).
Pierwotnie podstawowym argumentem za wprowadzeniem tego rozwiązania (zamiast wręczania gotówki) było uniemożliwienie przelewania pieniędzy na zagraniczne konta, co pobierający te świadczenia czynili wspomagając rodziny zostawione w ojczyźnie. Karta płatnicza ma mieć funkcję możliwości wypłacania gotówki (do pewnego limitu, który jeszcze nie został ustalony i prawdopodobnie pozostanie w gestii landów), ale nie będzie można przelewać z niej środków na inne konta.
Rozwiązaniem tym nie będą objęci m.in. uchodźcy z Ukrainy, którzy mogą liczyć na zasiłek obywatelski lub inną formę zasiłku socjalnego.
W Bawarii pilotażowy projekt wydawania kart płatniczych rozpoczął się już w czterech gminach w Bawarii. Karta ma służyć do zaspokojenia codziennych potrzeb, nie można z jej pomocą dokonywać zakupów w internecie (poza tzw. usługami z Białej Listy) przelewać pieniędzy na inne konta, opłacać gier hazardowych. Jak potwierdziło bawarskie ministerstwo spraw wewnętrznych, nie będzie kontroli nad tym, czy posiadacze kart nie kupują z jej środków alkoholu czy papierosów, ponieważ taki nadzór jest „technicznie niemożliwy”. Możliwość wypłacania gotówki z karty ograniczono w projekcie pilotażowym do 50 euro miesięcznie.
Jak na razie na wyniki pilotażowego projektu w Bawarii przyjdzie poczekać, ale już widać, że karta płatnicza ma potencjał konfliktogenny. I nie tyczy się to wcale relacji chadeków z partiami rządzącej koalicji. W Dreźnie radni CDU zagłosowali za wnioskiem AfD dotyczącym wprowadzenia karty płatniczej, co oznacza, że chadecy po raz kolejny muszą sobie odpowiedzieć na pytanie, ile wyłomów w osławionej ścianie ogniowej, oddzielającej ich od wszelkiej współpracy z AfD, wytrzyma jeszcze ten konstrukt.
Olga Doleśniak-Harczuk
Ekspertka Instytutu Staszica
Foto:pixabay.com