top of page

Pakt migracyjny, czyli puszka Pandory

13 lipca 2023

Tak zwany pakt migracyjny, który ma być wymarzonym kompromisem dla wszystkich państw Unii, jest rozwiązaniem dla Polski – i innych państw – skrajnie niebezpiecznym. Nawet gdyby było prawdą, że Polska zostanie zwolniona i z obowiązku przyjęcia nielegalnych migrantów, i z obowiązku płacenia za ich nieprzyjęcie, to w żadnym stopniu nie zmniejsza to istniejącego zagrożenia. Clou forsowanej regulacji nie jest bowiem przesuwanie migrantów z jednego kraju UE do drugiego. Jest nim stworzenie dla brukselskich urzędników narzędzia szantażu w postaci nacisku na niepokorne państwa. Będą mogli oni dowolnie zwiększać kontyngent migrantów bądź kontrybucję w przypadku odmowy ich przyjęcia. To powrót do dawnego planu Angeli Merkel.


Angela Merkel „zapraszała” nielegalnych migrantów do Europy wszak nie z powodów altruistycznych. Chodziło o to, by móc rozlokować ich po unijnych państwach, a tym samym wywierać nacisk na poszczególne rządy. To, że dzisiaj ten pomysł wraca w nieco innym opakowaniu, nie jest przypadkiem. Należy na niego patrzeć w kontekście konkurencji między „starą” a „nową” Unią.

Część naszych polityków zachowuje się niczym dzieci na pokazie magika. Dostrzegają tylko to, co magik chce, by zobaczyli. A unijni magicy chcą, by oś sporu dotyczyła tego, ilu migrantów Polska miałaby finalnie przyjąć i ewentualnie ile by zapłaciła za odmowę ich przyjęcia. W odróżnieniu od – słusznie podejrzliwych – polityków prawicy jestem w stanie uwierzyć, że Komisja Europejska w swojej niezmierzonej łaskawości istotnie zwolniłaby Polskę w pierwszym rzucie od relokacji i od kontrybucji. Bo nie to jest celem wymuszanych na państwach członkowskich rozwiązań. Ich celem jest stworzenie mechanizmu, który będzie służył do osadzenia nieposłusznych państw.


W dawnych czasach, gdy trzeba było uśmierzyć buntującą się prowincję, władcy sięgali do narzędzia mniej brutalnego od krwawych pacyfikacji, ale niezmiernie skutecznego. Oto do prowincji wysyłano oddziały wojska, a mieszkańców obciążano obowiązkiem ich kwaterowania. Tym samym osiągano dwojaki cel: obecność żołnierzy skutecznie chłodziła rozpalone głowy, a kwaterunek sprawiał, że mieszkańcy nie mieli pieniędzy na fanaberie. Komisja Europejska twórczo ten system adaptuje do obecnych czasów. Jeśli będziecie grzeczni, to dostaniecie kontyngent minimum, a jeśli będzie sprawiać kłopoty, to albo zalejemy was nachodźcami, albo wydrenujemy finansowo.


Nie da się bowiem inaczej czytać zapisów stanowiących, że „panta rei” – i że komisarze mogą w razie potrzeby (jak rozumiem, przede wszystkim politycznej) dowolnie zmieniać ustalenia. Co, nawiasem mówiąc, czyni sam pakt migracyjny bezprzedmiotowym. Nie jest to bowiem żadne jasno określone porozumienie a jedynie powierzenie w ręce niedemokratycznie wybieranych urzędników ogromnej i groźnej, pozatraktatowej władzy.

I z tego powodu Polska powinna być twarda w swoim sprzeciwie wobec takich rozwiązań. Niezależnie od tego, czy ktoś uważa migrantów za zagrożenie, czy za szansę dla Polski. Bo decyzje w sprawie polskiej polityki migracyjnej mogą zapadać jedynie w Warszawie.


Marcin Rosołowski


Rada Fundacji Instytut Staszica


Foto:pixabay.com

bottom of page